wtorek, 17 maja 2016

Krajobraz po Ekstraklasie, czyli… na co stać naszych pucharowiczów

W Warszawie, Gliwicach, Lubinie i Krakowie radość wielka – mamy puchary! W Bielsku-Białej i Zabrzu – wielki płacz. Reszta może odpoczywać i ma czas, by pomyśleć, co zrobić w przyszłym sezonie, aby zbliżyć się do tych pierwszych, a oddalić od perspektywy, jaka spotkała w tym sezonie tych drugich. Tak wygląda krajobraz po sezonie Ekstraklasy 2015/2016. Przed nami Euro 2016, ale… już można powoli myśleć, co spotka polskie drużyny w europejskich pucharach?


Perspektywa niezmienna, taka sama jak od kilku dobrych lat – rodzynek walczący o bramy raju Ligi Mistrzów i trzech muszkieterów, którzy pobiją się o Ligę Europy. Może i przewidywać ciężko na dwa miesiące przed, może i klimat wokół poszczególnych drużyn będzie inny, może dojdzie kilku nowych zawodników – część okaże się chodzącym złotem, druga część będzie się nadawała do składu drewna, ale warto pomyśleć, co końcówka tego sezonu powiedziała nam o formie czołowych drużyn.


Mistrz Polski w Warszawie – niby wiadomo było od początku sezonu, ale… jakby coś nie zagrało. Plan oczywiście spełniony, ale po trudach dużo większych, niż zakładano. Złożyło się na to kilka przyczyn – kapitalna forma Piasta Gliwice, słabsza forma ekipy Wojskowych początkiem sezonu, jak zawsze kilka kontuzji i trochę sportowego pecha. Od przyjścia do stolicy trenera Stanisława Czerczesowa widać zespół zarządzany twardą ręką, ale faktem jest, że i on miewał potknięcia i to spore. 0:3 z Termalicą, 0:2 z Zagłębiem, 0:2 z Lechią Gdańsk. Jeśli można brać za wyznacznik poziom Ekstraklasy (wiadomo, jaki on jest), to niepodważalnemu Mistrzowi Polski takie wpadki w Europie nie ujdą na sucho. Trzeba się tego strzec, jak strzeże się diabeł święconej wody.

Z drugiej strony, chyba nie ma w środowisku obiektywnie patrzących na polską futbolową rzeczywistość jednostek, które ze sportowego punktu widzenia nie cieszą się z takiego właśnie rozstrzygnięcia batalii o tytuł. Z całym szacunkiem dla gliwickiego Piasta, o którym nie bez przesady mówi się, że jest jednym z najlepiej zarządzanych klubów w Polsce, ale nie jest to jeszcze poziom – sportowy i personalny, który może uprawniać do walki o Ligę Mistrzów. Piast może okazać się niezłym pucharowiczem, ale niekoniecznie tak musi być, z Legią jest trochę inaczej – na przestrzeni ostatnich lat to właśnie ten zespół najrówniej i najdłużej reprezentuje nas na europejskiej arenie, a czuję – może naiwnie – że kiedyś ich czas nadejdzie i drzwi do piłkarskiego raju zostaną otwarte. Czy stanie się to teraz? Trudno powiedzieć.

Legia Warszawa będzie się mogła dostać do Ligi Mistrzów poprzez ścieżkę mistrzowską obejmującą cztery rundy, w której wystartuje 41 klubów. Warszawianie rywalizację rozpoczną od drugiej rundy. W II i III rundzie rozstawienie jest pewne, więc powinno być łatwiej. Na początku czekają kluby pokroju węgierskiego Ferencvarosu (na korepetycje do Lecha Poznań, który w zeszłym sezonie okazał się lepszy od innego przedstawiciela tamtejszej ligi – Videotonu) czy Olimpii Lublana. Ciut trudniej może być w kolejnej rundzie, gdzie na boisko wyjdą mniej obliczalne drużyny – Karabach Agdam, Crvena Zvezda Belgrad czy Rosenborg Trondheim. Są to jednak drużyny w zasięgu. Na ostatnim etapie – w razie braku niespodzianek – Legia zostanie dolosowana do Olympiakosu Pireus, Viktorii Pilzno, Red Bull Salzburg, Celticu Glasgow, APOELU Nikozja oraz BATE Borysow. Na papierze ścieżka wygląda pięknie, kolorowo i nawet dość łatwo. Szkoda tylko, że polski zespół w fazie grupowej nie zagrał od dwudziestu lat, a ścieżka podziału na grupę mistrzowską i niemistrzowską obowiązuje już też dobre kilka lat.

Dość o Mistrzu Polski, bo są jeszcze inni czekający na pucharowe emocje. Pewnie przed sezonem za taki skład polskich drużyn w kwalifikacjach Ligi Europy bukmacherzy płacili spore sumki, ale tak to już jest z naszą kochaną Ekstraklasą, że nigdy nie wiadomo, co nam sprezentuje. Mamy więc Piasta Gliwice, Zagłębie Lubin i Cracovię. O tej pierwszej ekipie już trochę było, dodam więc tylko w drodze konkluzji, że jak na Mistrza Polski, drużyna z Górnego Śląska nie pasowała, tak na Ligę Europy może być w sam raz. Czeski zaciąg piłkarzy okazał się strzałem w „10-tkę” i przy utrzymaniu składu oraz dokonaniu kilku wzmocnień, może być z Gliwiczan całkiem niezły żołnierz. Piast zacznie walkę od II rundy, ale będzie rozstawiony tylko, jeśli w pierwszej odpadnie kilka drużyn o wyższym współczynniku. Tak, czy owak, będzie trzeba pokonać trójkę niełatwych rywali i to będzie zadanie bardzo trudne.

Co jednak powiedzieć o Zagłębiu Lubin i Cracovii? Oba zespoły będą miały za zadanie pokonać czwórkę rywali, a gdy popatrzymy na personalia, brak w obu drużynach zawodników doświadczonych w pucharowych bojach. Wielki talent i waleczność Filipa Starzyńskiego starczył na Ekstraklasę, ale o historii z Belgii, gdzie częstszym towarzyszem meczowej niedoli była ławka, niż murawa, zapominać nie można. Historia jednego zawodnika dobrze jednak pokazuje, że Polska i Europa to dwa odrębne tematy, do których trzeba podchodzić z różnych punktów widzenia. Podobnie jest z Cracovią, która dostała się do pucharów rzutem na taśmę, dzięki zwycięstwu z Lechią Gdańsk 2:0. Tu też mamy ślady słowackiego zaciągu w postaci Erika Jendriska i Tomasa Vestenicky’ego, który jest uzupełniony o niezłych polskich piłkarzy o sporym doświadczeniu, jak można mówić o Mateuszu Cetnarskim.

Za końcówkę sezonu można chwalić, bo zarówno Legia, Cracovia, jaki i Zagłębie (może trochę mniej Piast, który popłynął na fali fazy zasadniczej), pokazywały naprawdę kawał dobrego futbolu i sporą odporność psychiczną w trudnej walce o europejską szansę. To jednak dopiero pierwszy szczebel trudności. Kto grywał w gry piłkarskie, ten wie, jak wygląda przejście z poziomu Amateur do poziomu World Class. Oby z takimi trudnościami nie spotkał się żaden z naszych pucharowiczów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz