W Warszawie,
Gliwicach, Lubinie i Krakowie radość wielka – mamy puchary! W Bielsku-Białej i
Zabrzu – wielki płacz. Reszta może odpoczywać i ma czas, by pomyśleć, co zrobić
w przyszłym sezonie, aby zbliżyć się do tych pierwszych, a oddalić od
perspektywy, jaka spotkała w tym sezonie tych drugich. Tak wygląda krajobraz po
sezonie Ekstraklasy 2015/2016. Przed nami Euro 2016, ale… już można powoli
myśleć, co spotka polskie drużyny w europejskich pucharach?
Perspektywa niezmienna, taka sama jak od kilku dobrych lat –
rodzynek walczący o bramy raju Ligi Mistrzów i trzech muszkieterów, którzy
pobiją się o Ligę Europy. Może i przewidywać ciężko na dwa miesiące przed, może
i klimat wokół poszczególnych drużyn będzie inny, może dojdzie kilku nowych
zawodników – część okaże się chodzącym złotem, druga część będzie się nadawała
do składu drewna, ale warto pomyśleć, co końcówka tego sezonu powiedziała nam o
formie czołowych drużyn.
Mistrz Polski w Warszawie – niby wiadomo było od początku
sezonu, ale… jakby coś nie zagrało. Plan oczywiście spełniony, ale po trudach
dużo większych, niż zakładano. Złożyło się na to kilka przyczyn – kapitalna forma
Piasta Gliwice, słabsza forma ekipy Wojskowych początkiem sezonu, jak zawsze
kilka kontuzji i trochę sportowego pecha. Od przyjścia do stolicy trenera
Stanisława Czerczesowa widać zespół zarządzany twardą ręką, ale faktem jest, że
i on miewał potknięcia i to spore. 0:3 z Termalicą, 0:2 z Zagłębiem, 0:2 z
Lechią Gdańsk. Jeśli można brać za wyznacznik poziom Ekstraklasy (wiadomo, jaki
on jest), to niepodważalnemu Mistrzowi Polski takie wpadki w Europie nie ujdą na
sucho. Trzeba się tego strzec, jak strzeże się diabeł święconej wody.
Z drugiej strony, chyba nie ma w środowisku obiektywnie
patrzących na polską futbolową rzeczywistość jednostek, które ze sportowego
punktu widzenia nie cieszą się z takiego właśnie rozstrzygnięcia batalii o
tytuł. Z całym szacunkiem dla gliwickiego Piasta, o którym nie bez przesady
mówi się, że jest jednym z najlepiej zarządzanych klubów w Polsce, ale nie jest
to jeszcze poziom – sportowy i personalny, który może uprawniać do walki o Ligę
Mistrzów. Piast może okazać się niezłym pucharowiczem, ale niekoniecznie tak
musi być, z Legią jest trochę inaczej – na przestrzeni ostatnich lat to właśnie
ten zespół najrówniej i najdłużej reprezentuje nas na europejskiej arenie, a
czuję – może naiwnie – że kiedyś ich czas nadejdzie i drzwi do piłkarskiego
raju zostaną otwarte. Czy stanie się to teraz? Trudno powiedzieć.
Legia Warszawa będzie się mogła dostać do Ligi Mistrzów
poprzez ścieżkę mistrzowską obejmującą cztery rundy, w której wystartuje 41
klubów. Warszawianie rywalizację rozpoczną od drugiej rundy. W II i III rundzie
rozstawienie jest pewne, więc powinno być łatwiej. Na początku czekają kluby
pokroju węgierskiego Ferencvarosu (na korepetycje do Lecha Poznań, który w
zeszłym sezonie okazał się lepszy od innego przedstawiciela tamtejszej ligi –
Videotonu) czy Olimpii Lublana. Ciut trudniej może być w kolejnej rundzie,
gdzie na boisko wyjdą mniej obliczalne drużyny – Karabach Agdam, Crvena Zvezda Belgrad
czy Rosenborg Trondheim. Są to jednak drużyny w zasięgu. Na ostatnim etapie – w
razie braku niespodzianek – Legia zostanie dolosowana do Olympiakosu Pireus,
Viktorii Pilzno, Red Bull Salzburg, Celticu Glasgow, APOELU Nikozja oraz BATE
Borysow. Na papierze ścieżka wygląda pięknie, kolorowo i nawet dość łatwo.
Szkoda tylko, że polski zespół w fazie grupowej nie zagrał od dwudziestu lat, a
ścieżka podziału na grupę mistrzowską i niemistrzowską obowiązuje już też dobre
kilka lat.
Dość o Mistrzu Polski, bo są jeszcze inni czekający na
pucharowe emocje. Pewnie przed sezonem za taki skład polskich drużyn w
kwalifikacjach Ligi Europy bukmacherzy płacili spore sumki, ale tak to już jest
z naszą kochaną Ekstraklasą, że nigdy nie wiadomo, co nam sprezentuje. Mamy
więc Piasta Gliwice, Zagłębie Lubin i Cracovię. O tej pierwszej ekipie już
trochę było, dodam więc tylko w drodze konkluzji, że jak na Mistrza Polski,
drużyna z Górnego Śląska nie pasowała, tak na Ligę Europy może być w sam raz.
Czeski zaciąg piłkarzy okazał się strzałem w „10-tkę” i przy utrzymaniu składu
oraz dokonaniu kilku wzmocnień, może być z Gliwiczan całkiem niezły żołnierz.
Piast zacznie walkę od II rundy, ale będzie rozstawiony tylko, jeśli w
pierwszej odpadnie kilka drużyn o wyższym współczynniku. Tak, czy owak, będzie
trzeba pokonać trójkę niełatwych rywali i to będzie zadanie bardzo trudne.
Co jednak powiedzieć o Zagłębiu Lubin i Cracovii? Oba
zespoły będą miały za zadanie pokonać czwórkę rywali, a gdy popatrzymy na
personalia, brak w obu drużynach zawodników doświadczonych w pucharowych
bojach. Wielki talent i waleczność Filipa Starzyńskiego starczył na
Ekstraklasę, ale o historii z Belgii, gdzie częstszym towarzyszem meczowej
niedoli była ławka, niż murawa, zapominać nie można. Historia jednego zawodnika
dobrze jednak pokazuje, że Polska i Europa to dwa odrębne tematy, do których
trzeba podchodzić z różnych punktów widzenia. Podobnie jest z Cracovią, która
dostała się do pucharów rzutem na taśmę, dzięki zwycięstwu z Lechią Gdańsk 2:0.
Tu też mamy ślady słowackiego zaciągu w postaci Erika Jendriska i Tomasa
Vestenicky’ego, który jest uzupełniony o niezłych polskich piłkarzy o sporym
doświadczeniu, jak można mówić o Mateuszu Cetnarskim.
Za końcówkę sezonu można chwalić, bo zarówno Legia, Cracovia,
jaki i Zagłębie (może trochę mniej Piast, który popłynął na fali fazy
zasadniczej), pokazywały naprawdę kawał dobrego futbolu i sporą odporność
psychiczną w trudnej walce o europejską szansę. To jednak dopiero pierwszy
szczebel trudności. Kto grywał w gry piłkarskie, ten wie, jak wygląda przejście
z poziomu Amateur do poziomu World Class. Oby z takimi trudnościami nie spotkał
się żaden z naszych pucharowiczów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz